|
|
Dlaczego schronisko "Pod Leskowcem" nie jest położone pod Leskowcem?
Każdy kto zakupi w schronisku PTTK widokówkę, mapę, czy też przewodnik, przeczyta w nim, że schronisko nazywa się "Pod Leskowcem". Jest to o tyle ciekawe, że przecież szczyt, pod którym leży schronisko to Groń Jana Pawła II czyli Jaworzyna. Skąd ta nieścisłość? Gdy budowano schronisko szczyt ten nazywał się Leskowiec. Sąsiadujący z nim bliźniaczy szczyt nazywał się Beskid. Z resztą zmierzając w kierunku Łamanej Skały pierwsza napotkana przełęcz do dziś nazywa się Beskid, ewentualnie Beskidek. Gdy przed I wojną światową austriaccy geodeci i kartografowie wykreślali mapy tego terenu, Beskid błędnie nazwali Leskowcem, a właściwy szczyt Leskowiec zyskał miano Jaworzyny. Lata mijały, nazwy się utarły i pozostały jak widać do dnia dzisiejszego. Choć jednak z małym wyjątkiem. Nawet gdy dziś zapytamy mieszkańca Targoszowa pod jakim szczytem leży jego wieś, odpowie bez zastanowienia: "pod Bieskidem".
|
|
|
|
Schronisko "Pod Leskowcem" leży na Polanie Jaworzyna pod Groniem Jana Pawła II |
|
Papieski Groń
Groń Jana Pawła II to jedyny szczyt górski na świecie, którego nazwa została nadana na cześć Karola Wojtyły - papieża Polaka. Karol Wojtyła wielokrotnie bywał na szczycie Jaworzyny i Leskowca, odwiedzał również schronisko. Wędrował tu już będąc jeszcze małym chłopcem, później jako uczeń, student, ksiądz, a nawet gdy był już biskupem nie zapominał o swej ulubionej górze.
W 1981 roku z inicjatywy działaczy Oddziału PTTK w Wadowicach, szczyt Jaworzyny uzyskał drugą nazwę - Groń Jana Pawła II. Zaczęła ona obowiązywać od 1982 roku, od obchodów 50 rocznicy istnienia schroniska. 31 grudnia 2003 roku nazwa ta została oficjalnie ogłoszona w Dzienniku Ustaw i obecnie jest to jedyna obowiązująca nazwa szczytu, na zboczach którego usytuowane jest schronisko.
W dziesiątą rocznicę zamachu na papieża Jana Pawła II - w 1991 roku biskup Jan Szkodoń poświęcił na Groniu Jana Pawła II murowaną kapliczkę z "Krzyżem Ludziom Gór". Jednocześnie fundatorzy kapliczki, Danuta i Stefan Jakubowscy z Andrychowa, myśleli o budowie kaplicy - daru na 75 urodziny papieża. Teren, na którym wybudowano kaplicę ofiarowali mieszkający w Targoszowie Irena i Stanisław Targoszowie. 9 września 1995 roku miała miejsce uroczystość poświęcenia kaplicy na szczycie Gronia Jana Pawła II przez biskupa bielsko-żywieckiego Tadeusza Rakoczego. Kaplica zmieniła całkowicie charakter tej części Beskidu Małego, a Leskowiec stał się na stałe miejscem nie tylko turystyki ale i modlitwy. 15 lipca 2001 roku obok kaplicy miała miejsce uroczystość poświęcenia pomnika Jana Pawła II oraz jubileuszowego dzwonu.
Obecnie kaplica, nazywana "Sanktuarium na Groniu Jana Pawła II", jest ogrodzona. Na otaczającym ją terenie znajduje się "Droga Krzyżowa" z rzeźbionymi stacjami, kilka mniejszych kapliczek, dzwonnica i budynek zaplecza. W kaplicy cyklicznie odprawiane są msze święte, w tym także Pasterka, odbywa się odpust, tutaj kończy się także "Rajd Szlakami Jana Pawła II".
|
|
Kaplica na Groniu Jana Pawła II |
|
Pomnik Jana Pawła II |
"Arka"
Nieopodal szczytu Królewizny, na polanie oddalonej nieco od żółtego i zielonego szlaku turystycznego znajduje się dziwna budowla. Arka - jak nazywają ją miejscowi - stała się domem dla pewnego człowieka na ponad 20 lat. Mieszkaniec Libiąża po odniesionym w kopalni wypadku i uszczerbku na zdrowiu jakiego wówczas doznał, postanowił opuścić rodzinę i wyjechać w odludne miejsce. Wybrał polanę obok Królewizny. Tam zaczął budować dom przypominający wyglądem statek. Dom uniesiony w powietrzu, pozbawiony drzwi i posiadający tylko niewielkie okienko, przygotowany miał być na zbliżający się potop. Człowiek ten, bardzo uczynny i służący pomocą miejscowej ludności, głownie przy pracach polowych, otrzymywał w zamian różnego rodzaju sprzęty do wyposażenia i przede wszystkim blachy, którymi obijał swoją arkę. We wrześniu 1999 roku nagle zmarł. Pochowany został na cmentarzu w Wadowicach. Arka stoi do dziś i przypomina o swoim mieszkańcu...
|
|
"Arka" pod szczytem Królewizny |
Grota Komonieckiego i wodospad na Dusicy
Komoniecki, to - oczywiście - żaden tutejszy gospodarz. Chodzi o Jaskinię Andrzeja Komonieckiego, dla turystyki odkrytą dopiero w 1983 roku. Wcześniej wiedzieli o niej tutejsi ludzie ze wsi Las i Targoszów. W przewodnikach pojawiła się za sprawą Aleksego Siemionowa, autora "Ziemi Wadowickiej". Jest to o tyle dziwne, że jest największą z jaskiń Beskidu Małego. Największa, fakt - ale można tu wejść w odświętnych ciuchach! Oto na zachodnich zboczach Pośredniego Gronia, przedzierając się przez las, można dotrzeć do strumyka. W pewnym momencie ukazuje się miejsce, w którym woda nagle znika. Teren należy obejść ostrożnie, bo okazuje się, że strumyk tworzy w tym miejscu dwuipółmetrowy wodospad, przeskakując nad wejściem do jaskini. A ona sama? To nic innego, jak ogromny płaski głaz o powierzchni 180 m2, przykrywający skalną nieckę. Jaskinia sięga na dwanaście metrów w głąb stoku góry, ma wysokość niespełna dwóch metrów.
A skąd taka nazwa jaskini? To właśnie Andrzej Komoniecki, przesławny wójt żywiecki żyjący w latach 1658-1728, piastujący swe stanowisko przez ponad 40 lat (!!!) w swym gigantycznym dziele "Chronografia albo dziejopis żywiecki" opisującym dzieje Żywiecczyzny od XIV wieku do czasów mu współczesnych pisał: "W Ślemieńskim zaś Państwie w Pośrednim Groniu w Hali Siwcowej nad wsią Lasem jest skała wielka, co przez nię wierzchem woda idzie, a pod nią dziura jest, w którą może sto statku wegnać i w niej tam sposobnie stanąć i będąc w skale obszerno, jak jaskinia jaka z natury uczyniona". I jeszcze jedna ciekawostka. Współczesne wydanie "Dziejopisu" liczy niemal 700 stron formatu A4 !!!
Żeby dojść do Groty Komonieckiego musimy najpierw udać się na Łamaną Skałę. Tam przy węźle szlaków kierujemy się (bez znaków) wąską ścieżką w kierunku południowym. Idziemy kilka minut i dochodzimy do szerokiej, polnej drogi. Skręcamy w lewo i podążamy nią aż napotkamy drewnianą kapliczkę po prawej stronie. Przed kapliczką skręcamy w prawo i wąską, stromą ścieżką zmierzamy wprost do Groty Komonieckiego. Towarzyszyć nam już tu będą białe strzałki na drzewach. Gdy już nacieszymy oczy wodą, która nad jaskinią tworzy niewielki wodospad, warto zejść ok. 100 metrów ścieżką wzdłuż potoku. Próg skalny tworzy kilkumetrowy wodospad, który szczególnie efektownie wygląda po większych opadach.
|
|
Nad wejściem do Groty Komonieckiego przeskakuje niewielki wodospad |
|
Wodospad na Dusicy wygląda szczególnie efektownie podczas roztopów |
Źródełko "Zimna Woda"
Nie ma w Targoszowie osoby, która by nie słyszała o Zimnej Wodzie, a i niemal każdy zapytany umiałby zaprowadzić tam turystę. A dlaczego warto przyjść w to miejsce? A choćby dlatego, że woda z tego źródełka jest na prawdę bardzo zimna i co najważniejsze - bardzo czysta! Będąc tu warto ją spróbować, a nawet nalać wody do butelki i zabrać ze sobą. Świetnie zaspokoi pragnienie podczas górskiej wędrówki. Zimna Woda jest, o czym mało kto wie, najwydajniejszym źródłem w całym Beskidzie Małym. O jego istnieniu wiedział znany nam już Andrzej Komoniecki. W swym "Dziejopisie..." opisując co grozi za nieodpowiednie zachowanie podczas świąt wspomniał o Zimnej Wodzie: "Znowu także w Ślemieńskim Państwie w czerchli zwanej Klimaska za Zimną Wodą, która po skałach idzie z Gronia nazwanego Smrekowice, między drogami ku Sordylowej Polanie Zagórskiej, ku jędrzychowskim granicom jest jedno zapadzisko ziemie, o którym powiadają, że zbójcy grając w karty w Święto Bożego Ciała podczas nabożeństwa, tam się na ukaranie ich i [ostrzeżenie] ludzi pod niemi ziemia zapadła, i tego znak jest".
Już w latach 30. XX wieku źródełko pokazywano jako wielką ciekawostkę - krakowskim letnikom, którzy wypoczywali w Targoszowie. W pobliżu źródła umieszczono na drzewach kilka okolicznościowych kapliczek. Uwagę zwraca też niewielki krzyż, który umiejscowiony jest na skale już w samej niszy wywierzyska. Zagadkowy krzyżyk cały pokryty jest niezwykłą ornamentyką. Wyobraźnia podsuwa nam różne myśli. A może to materialny ślad po niegdysiejszych poszukiwaczach skarbów, którzy penetrowali bezludny wówczas Beskid Mały?
By dojść do Zimnej Wody kierujemy się za znakami czerwonymi w kierunku Łamanej Skały. Kilkaset metrów przed szczytem skręcamy w lewo na znaki zielone prowadzące do Targoszowa. Po kilku minutach po lewej stronie położona będzie podmokła polana Suwory z widokiem na Leskowiec. Skręcamy w lewo na wąską ścieżynkę i za dwie minuty jesteśmy przy źródełku i trzech niewielkich, powieszonych na drzewie kapliczkach.
No i pamiętaj Drogi Turysto by nie grać w święto w karty, bo już wiesz czym to grozi...
|
|
Wśród paproci i bukowych liści ze skał wypływa "Zimna Woda" |
Grób na Sadybie
Sadyba to bynajmniej nie dzielnica Warszawy, lecz w tym przypadku jeden z niewielkich targoszowskich przysiółków (zaledwie dwa domy). Położony jest on przy czerwonym szlaku, pół godziny drogi od schroniska. To właśnie tu ok. 300 metrów od czerwonego szlaku znajdziemy drewniany i nieco młodszy, metalowy krzyż.
Jak powiadają miejscowi, pochowany jest tu partyzant, działającej w tej rejonie po wojnie partyzantki antykomunistycznej. Co ciekawe ponoć zginął zupełnie przez przypadek. Wracając do kryjówki został omyłkowo raniony przez "swoich". Ponieważ obawiano się, że gdy wyzdrowieje może zacząć "sypać", został zabity i pochowany z dala od wsi w lesie pod Leskowcem. Obecnie miejsce to otoczone jest opieką uczniów z miejscowych szkół.
|
|
Grób partyzanta na Sadybie wygląda bardzo tajemniczo gdy pada deszcz, a las spowija mgła |
Kamienne tablice
"...Leskowiec jest świetnym punktem widokowym. Zdobi wierch jego wysoki krzyż drewniany, około leżą duże płyty kamienne, na których byli właściciele tych dóbr z przed 30-tu lat ku upamiętnieniu swego pobytu kazali wykuć ślady swych stóp i herby. Nie dali się ostać tym pańskim kaprysom pasterze i płyty potłukli, bądź skulali na dół ku swojej uciesze. (...) Z powodu onych stóp chłopi okoliczni nazywają też Leskowiec Butami..."
Tak w latach 20-tych ubiegłego wieku opisywał Leskowiec nestor polskiej turystyki górskiej Kazimierz Sosnowski. Dziś 80 lat później nad szczytem nadal góruje drewniany krzyż, nowy, postawiony w jubileuszowym roku 2000. Los kamiennych tablic, o których wspominały dawne przewodniki turystyczne, był nieznany. Do niedawna...
Z inicjatywy Jana Lizaka, gospodarz schroniska na Leskowcu i Piotra Tomy, zapalonego turysty górskiego z Andrychowa tablice udało się odnaleźć, bezpiecznie przetransportować do schroniska i umieścić koło rogacza. Na pierwszej z nich w jej górnej części widnieje na niej napis "J. W. hr. Ad. Potocki" [Jaśnie Wielmożny hrabia Adam Potocki], w środkowej dwie wykute stopy, a w dolnej data "Roku 1846". Druga płyta dołączyła do pierwszej i spoczęła obok schroniska nieco później. Jej transport był o wiele trudniejszy ze względu na pokaźne rozmiary. Niestety jest ona uszkodzona i nie wszystkie dane są na niej czytelne. Dzielona jest pionową linią na dwie części. W części lewej widnieje napis "hr. Mery [Maria] Wielopolska", dwie wykute stopy i fragment daty "...../9". Prawdopodobnie chodzi o przełom lat 1898/99. W części prawej widnieje napis "Roman B. : Taube". [Roman Baron : Gołąb (z niem.)], dwie wykute stopy i data "1898".
Intencją znalazców było pozostawienie tablic w rejonie Leskowca. Najlepszym rozwiązaniem byłby ich powrót na szczyt. Jednak obawa przed wandalami sprawiła, że zostały one wyeksponowane obok schroniska.
Ile było kamiennych tablic? Nie wiadomo. Ale być może dowcipni pastuszkowie pozostawili jeszcze coś dla nas. Poszukiwania trwają...
Sporą ciekawostką jest umieszczenie na tablicy ze stopami hrabiego Adama Potockiego figury znajdującej się na herbie rodowym Potockich. Na tarczy herbu "Pilawa" znajduje się trójramienny krzyż (dolne ramię jest o połowę krótsze od dwóch górnych). Krzyż ten został sprytnie ukryty w literze "t" nazwiska Potocki.
|
|
Piotr Toma, Jan Lizak |
|
Fragment kamiennej płyty z figurą herbu "Pilawa" |
|
Herb rodowy Potockich - "Pilawa" |
Tajemnicza sztolnia
W XIX wieku jednym z podstawowych zajęć mieszkańców Krzeszowa i Targoszowa, poza rolnictwem, stała się nowa specjalizacja - górnictwo. Okoliczne wzgórza, głownie te położone między Krzeszowem a Targoszowem (Harańczykowa Góra, Gronik, Groniki), obfitowały w rudy żelaza. Dla sporej części ludności wydobycie rud stało się źródłem utrzymania. O wielkości złóż i skali wydobycia świadczy choćby fakt, iż 50 % przetapianej rudy w suskich kuźniach pochodziła właśnie z tych terenów. Złoża rud darniowych zmuszały do ciągłych poszukiwań. Pokłady eksploatowano za pomocą dziesiątków małych szybików, kopanych zwykle obok siebie. Ich głębokość wynosiła od dwóch do nawet kilkunastu metrów. Przypominały one studnie z pozostawionym na wierzchu kołowrotem do wyciągania napełnionych rudą wiader. Niektóre z szybów kopane były w głąb zbocza góry i w ten sposób powstawały sztolnie. Jak podają źródła w 1867 roku ich łączna długość przekraczała 900 metrów! Pod koniec XIX wieku ze względu na nieopłacalność, wydobycia rud zaniechano, a wiele z tych sztolni zasypano. Do dziś pozostały pamiątki po górnictwie w Targoszowie: liczne doły i dwie sztolnie, których poszukiwanie, a tym bardziej zwiedzanie należy odradzić. Za to z pewnością polecić można turystom zabytkową kapliczkę górniczą na Groniku (przy żółtym i zielonym szlaku do Krzeszowa) oraz liczne i ciekawie wkomponowane w teren skałki piaskowcowe (ok. 500 metrów od kapliczki w kierunku wschodnim).
|
|
Wejście do sztolni w Targoszowie |
|
Skąd w górach wzięły się hale?
Zarówno pod szczytem Gronia Jana Pawła II jak i Leskowca od południowej strony napotkamy hale. Te górskie pastwiska niestety już zarastające samosiejkami, pamiętają czasy, kiedy to pojawili się w tym rejonie pasterze wołoscy. To jedne z ostatnich pozostałości po prekursorach zasiedlania trudno dostępnych miejsc, jakimi byli przodkowie współczesnych górali.
Pasterze wołoscy w XVI i XVII wieku na licznych polanach znajdowali dogodne warunki do gospodarowania. Polany powstawały legalnie przez wyrąb, albo też przez cerlenie i wypalanie lasu. Wydarte z wielkim trudem lasom tereny, natychmiast były zasiedlane przez pasterzy. Osiedleni na polanach pasterze wołoscy trudnili się wypasem bydła, głównie owiec. Było to ich zasadnicze zajęcie i podstawa utrzymania. Polany były bardzo trudne pod uprawę. Były to ziemie kamienisto-gliniaste. Można było na nich uprawiać tylko rośliny o małych wymaganiach typu żyto, owies czy też koniczynę. Na jałowcowych pastwiskach chwytano kwiczoły [gatunek ptaka]. Organizacją wypasu zajmował się baca. Na podstawie umowy mieszkańcy powierzali mu swoje trzody. Z pasterstwem był związany wyrób skór, ubrań wełnianych, kierpcy, rzemieni i kożuchów.
Monopol na wypasanie owiec posiadali Wołosi. Dopóki las nie przedstawiał dla dworu większej wartości, ze względu na niskie ceny surowca i trudności w jego pozyskaniu, jego trzebież związana z pozyskiwaniem nowych terenów pod hodowlę owiec była w pełni akceptowana. W górach powstawały hale i polany leśne, które istnieją do dziś, a są wynikiem eksploatacyjnej działalności wędrownych pasterzy. W walce z puszczą stosowali oni metodę gospodarki żarowej, czego świadectwem są takie nazwy jak Palenica, Żar, Carchel.
Pierwszym etapem walki z lasem było cerlowanie (okorowanie) drzewa u nasady pnia, dokonywane zwyczajowo w lipcu. Ocerlowane drzewo w ciągu roku usychało. Uschnięte drzewa ścinano, cięto, układano w stosy i podpalano wraz z poszyciem. Powstały w wyniku spalania popiół użyźniał glebę. Pozbawioną szaty leśnej ziemię przekopywano motykąi obsiewano krzycą (żyto o dwuletniej wegetacji) lub połownikiem (mieszanka owsa i jęczmienia). Powstałą w ten sposób powierzchnię nazywano cerchlą, palenicą lub żarem. Po kilku latach uprawy wyjałowioną cerchlę porzucano i cerlowano kolejny kawałek lasu, albo wykorzystywano ją jako polanę lub łąkę do wypasu bydła i pozyskania siana.
Las, z którym nasi przodkowie tak zawzięcie walczyli nie stanowił jedynie ofiary procesu cerlowania, ale był równocześnie dla mieszkańców wielkim skarbem. Okolice Leskowca były szczególnie bogate w drewno. Toteż sprzyjające były warunki dla rozwoju przemysłu drzewnego w tej okolicy. Drewno służyło za materiał do wyrobu rozmaitych narzędzi i pomocy gospodarskich takich jak: widły, drabiny, wozy, sanie, pługi, wyroby bednarskie, naczynia drewniane. Wyrabiano także drewniane zabawki. Towar ten miał zbyt głównie na suskich jarmarkach. Z olbrzymich ilości drzewa otrzymywanego przy karczowaniu lasów wypalano węgiel drzewny potrzebny do obróbki żelaza w suskich kuźniach, otrzymywano smołę, a popiołu używano do wyrobu szkła. Lasy dostarczały materiałów budowlanych: desek, fosztów, okrajków, dlatego też drewno stało się również podstawowym materiałem stosowanym w budownictwie mieszkaniowym i gospodarskim.
Dziś gdy trudno znaleźć na łąkach owce, a pasąca krowa staje się powoli czymś egzotycznym, tym bardziej należy docenić zawziętość oraz upór pasterzy. To właśnie oni, nie bacząc na przeszkody jakie stawiała przed nimi natura zagospodarowali tereny, które niestety najczęściej dziś nie przedstawiają dla obecnych właścicieli żadnej wartości.
|
|
|
|
Hala na Leskowcu w jesiennej szacie |
|
I jeszcze o nazwach wołoskich.
Od czasów, kiedy to osadnicy z południa Europy - czyli Wołosi, pojawili się na tym terenie minęło już wiele wieków, niemniej jednak do dziś pozostałości po ich działalności możemy spotkać na każdym kroku. Wielokroć nawet nie jesteśmy tego nawet świadomi...
Wołochom zawdzięczamy polany i górskie hale, o których przeczytać można wyżej, rozproszoną zabudowę i liczne górskie przysiółki. Będąc gospodarzami tych ziem Wołosi pozostawili również swój ślad w nazwach geograficznych - górskich szczytów, przełęczy, przysiółków.
Spoglądając na mapę okolic Leskowca wśród wielu szczytów możemy dopatrzyć się wołoskiej genezy. Szczyt pomiędzy Lachowicami a Kukowem, a także górujący nad Ponikwią - Palenica, świadczy o jednym z elementów gospodarki pasterskiej, a mianowicie wypalaniu lasów pod pola uprawne. Z wypalaniem wiąże się też nazwa góry Żar nad Świnną Porębą. Wajdów Groń nad Kurowem i Wojewodowa pomiędzy Stryszawą a Lachowicami to pamiątki po najważniejszym urzędzie wołoskim jakim był wajda zwany też wojewodą wołoskim. Solniska nad Lachowicami swoją nazwę również zawdzięczają Wołochom. Lachowscy pasterze właśnie pod tym szczytem ulokowali skład soli, którą podawano zwierzętom. Jednak największym, a zarazem najdalszym skarbem językowym naszych gór są najpowszechniej występujące nazwy - Beskidy, Beskidek, Beskid. "Beskid" w pierwotnej wersji "biešk", oznacza "las na górze", a pochodzi z... Albanii!!! Patrząc z Leskowca na okoliczne szczyty trudno się nie zgodzić z takim tłumaczeniem tego słowa.
Wśród licznych przełęczy wołoską nazwę posiada przełęcz Carchel między Żurawnicą a Gołuszkową Górą. Carchlenie zwane też cerleniem było najprostszym sposobem na pozbycie się lasu pod uprawę. Drzewa okorowywano, po rocznym suszeniu las podpalano, a uzyskany popiół użyźniał glebę, na której siano najczęściej zboże. Przełęcz Przysłop, między Stryszawą a Zawoją ma swój odpowiednik w Rumunii. W górach Muntii Rodnei malowniczą drogą pokonuje się najwyższą przejezdną przełęcz w tym kraju - Pasul Prislop (Przełęcz Przysłop) o wysokości aż 1416 m n.p.m.
Liczne górskie przysiółki nazwy świadczą o wołoskim pochodzeniu, czy też zajęciach jakimi trudnili się pasterze. Stryszawskie Wale i Walęgi w Hucisku przypominają niemieckie określenia Wołochów: Walh, Walah, czy też inną polską formę - Walas. Stryszawskie Wojewody związane są ze wspominanym już urzędem Wajdy. Bacówka, będąca przysiółkiem Kukowa przywołuję nazwę swą tytuł jaki nosił wyższy rangą pasterz. Lachowickie Zagrody i Zagródki, związane są z hodowlą bydła, zaś z hodowlą świń związany był przysiółek Rzyk - Praciaki. Rumuńskie słowo: "proc" to "świnia".
|
|
|
|
Większość beskidzkich szczytów pokrywają lasy, albańskie "biesk" to... "las na górze" |
|